Polska

Wiślana Trasa Rowerowa w Małopolsce

-
17 września 2018

To jest ryksza! – słyszymy komentarze przejeżdżając przez jedną z małych miejscowości. Czujemy na sobie ciekawskie spojrzenia, zauważamy odwracające się w naszym kierunku głowy na widok dziwnego wynalazku z tyłu jednego z rowerów. Nic dziwnego – sami kiedyś nie mieliśmy bladego pojęcia o przyczepkach rowerowych i holach follow-me. A bez nich teraz już trudno wyobrazić sobie wyruszenie w rowerową podróż z dziećmi.

Niby jedynie w okolicy, bez rekordów prędkości i ilości kilometrów, ale dla nas była to nie byle jaka wyprawa. To nasza pierwsza rodzinna trasa z sakwami, namiotem i drogą bez określonego punktu końcowego. Czekała nas próba naszych sił, wytrwałości Mai na własnych dwóch kółkach i cierpliwości Ali zajmującej przyczepkę.

Prawdziwa bohaterka. Maja (5 lat) samodzielnie przejechała ponad 100 kilometrów!

Dzień 1  – Kierunek Zator

Po paru kilometrach jazdy główną drogą z ulgą wjechaliśmy w Oświęcimiu na Wiślaną Trasę Rowerową biegnącą wałem. W końcu brak samochodów, ulicznego hałasu. W zamian jest szum opon na równiutkiej asfaltowej nawierzchni ścieżki i ledwo słyszalne dźwięki miasta gdzieś w oddali. Ala już po pierwszych paru zakrętach na dłużej zasnęła w przyczepce. Z łatwością pokonuje się kolejne kilometry rozmawiając i snując dziesiątki opowiadań, których domaga się Maja. Jej ostatni tego dnia, dwudziesty kilometr na rowerku mija właśnie na wysłuchiwaniu kolejnej historii z dzieciństwa rodziców.

Późnym popołudniem po zaliczeniu kilku krótkich przystanków i dłuższym pikniku, odbijamy z trasy w kierunku Wygiełzowa, gdzie kończymy pierwszy rowerowy dzień. Namiotu jeszcze nie rozbijamy, bo nocleg znajdujemy dzięki Warmshowers (rowerowy odpowiednik Couchsurfingu).

Dzień 2 – Zator – Kraków (Tyniec)

Wisła najpiękniej wygląda rankiem, przykryta jeszcze mgłą. Przeciwny brzeg zdaje się nie istnieć, nie widać tynieckiego klasztoru. Budzi nas rześkie chłodne powietrze wciskające się do namiotu. Jest 6 rano. Zagajnik w którym się rozbiliśmy już dawno nie śpi.

Poprzedni dzień zleciał nam na pokonywaniu kolejnych kilometrów Wiślanki, która raz po raz kieruje nas przez maleńkie miejscowości. Mimo tego nawierzchnia pozostaje bez zarzutu. Maja kręci od rana na swoim rowerze podnosząc sobie poprzeczkę do 23 kilometrów tego dnia. A trzeba przyznać, że  ten odcinek był bardziej wymagający, bo pojawiło się parę podjazdów. Pod Tyńcem Maja odpoczywa już czytając Ali w przyczepce, a my pchamy rowery z dobytkiem w okolice klasztoru. Kiedy spojrzeć na mapę to jedyne dwa większe wzniesienia na Wiślance.

Dzień 3  – Przerwa w Krakowie i jazda po mieście

Jaki dziś dzień tygodnia? Szybko zapominamy o pracy, obowiązkach, biegnącym czasie. Szybciej niż kiedykolwiek na wyjeździe. Wjazd do Krakowa trochę nas cuci z tego wyłączenia.

Obiecaliśmy dzieciom smoka ziejącego ogniem więc tarabanimy się na wawelskie wzgórze. Dobrze, że Kraków przygotował się na rowerowych turystów i ułatwia im życie kilometrami ścieżek rowerowych. Sprawnie przemieszczamy się w kierunku Nowej Huty korzystając z przywilejów, jakie miasto daje cyklistom (np. możliwość jazdy w obu kierunkach na drodze jednokierunkowej). Popołudniem dajemy sobie czas na regenerację na kolejny dzień jazdy.

Dzień 4 – Kraków – Kopacze Wielkie, daleko jeszcze?

Nigdy nie zdawaliśmy sobie do końca sprawy ile otacza nas wsi i małych miejscowości. Teraz odkrywaliśmy jedną po drugiej na Wiślanej trasie, w tempie pozwalającym zajrzeć na podwórka pełne gęsi, kaczek, kur.

Ale zanim staliśmy się częścią tej wiejskiej sielanki trzeba było wydostać się z Krakowa. A ten odcinek drogi nie zasługuje niestety na komplementy. Po pierwsze zgubiły się znaki i musieliśmy posiłkować się przygotowanymi wcześniej mapami i trasami (czyli śladami udostępnionymi w sieci). Po drugie jazda głównymi drogami w spalinach i hałasie nie sprawia absolutnie żadnej przyjemności. Szkoda, że tak zaniedbano ten odcinek trasy, który nijak ma się do przyzwoitych ścieżek w samym mieście. Odetchnęliśmy dopiero w Niepołomicach. I choć zboczyliśmy nieco z kursu za sprawą znikającego oznakowania trasy, to jazda przez Puszczę Niepołomicką sprawiła, że wróciła frajda z wykręcanych kilometrów!

Dalej było już tylko lepiej. Od czasu do czasu spośród łąk i pól wyłaniały się pojedyncze domy. Czasem przy drodze natknęliśmy się na lokalny sklepik skupiający jak w soczewce lokalne życie. Po 50 kilometrach nadal nie natknęliśmy się na większą miejscowość, z miejsc noclegowych pozostawała nam raczej opcja namiotu na polance. Po kolejnej przerwie zapadła decyzja, że przejedziemy kolejne kilkanaście kilometrów aż do agroturystyki w Kopaczach Wielkich. Maja tego dnia więcej odpoczywała z Alą w przyczepce lub jechała na holu. A jednak pomimo zwiększonego obciążenia mieliśmy całkiem dobre tempo i cel wydawał się do osiągnięcia. Zamiast założonych 40 kilometrów wykręciliśmy więc 65.

Dzień 5 Kopacze Wielkie – Zalipie

Podjechała pod sklep trawionym rdzą, starym rowerem. Nie zaskoczyła jej nasza przyczepka, nie zdziwiło to, że przyjechaliśmy rowerami ze Śląska. W ciągu paru minut sympatyczna pani zdążyła opowiedzieć o pracy na polu i krnąbrnej córce, która bez pytania pożyczała rower i mknęła nim w nieznanym kierunku. Rozmowę zakończyły porady jak najlepiej trafić do Zalipia. Byliśmy już tak blisko, a nadal nie potrafiłam do końca uwierzyć, że zbliżamy się do jednego z końcowych przystanków. Nie przypuszczałam, że uda nam się tam dotrzeć w trakcie tej rowerowej miniwyprawy.

Smaczna lokalna kuchnia, dobra baza noclegowa, każdy dom bardziej kolorowy od drugiego – tego w Zalipiu nie znajdziesz. W barze można zjeść zapiekanki, ale jest to opcja raczej ryzykowna zważając na zdecydowanie bardziej piwny charakter tego miejsca. Wieść niesie, że inne punkty gastronomiczne w okolicy zamknął Sanepid. Kiedy trafiliśmy w jedyne miejsce oferujące noclegi okazało się, że miejsc brak. Jedno z ważniejszych muzeów otaczała tasiemka informująca o trwającej budowie. I tylko niektóre domy miały kolorowe fasady.

Pozostało nam znaleźć najbliższy sklep, by kupić coś na kolację i rozbić namiot. To drugie okazało się o wiele prostsze. Jedyny sklep we wsi właśnie kończył tego dnia działalność, kolejnego trzeba było szukać parę kilometrów dalej. Czuliśmy się trochę rozczarowani Zalipiem, zawiedzeni tym, że tak marnuje swój turystyczny potencjał. Z drugiej strony może właśnie dzięki temu nie stało się jeszcze jedną ze sztucznie podkolorowanych atrakcji.

Dzień 6 – powrót z Tarnowa i przeprawa z PKP

Jeśli jazda rowerem kilkadziesiąt kilometrów z sakwami, przyczepką i holem wydaje się wyzwaniem, spróbuj to wszystko wpakować do pociągu. W Tarnowie-Mościcach na peron musieliśmy się dostać po schodach. Po kilku minutach czekania na peronie pojawiła się grupa okolicznych kibiców. Nie wnikaliśmy komu kibicują, wyraźnie słyszeliśmy jednak kwieciste komentarze i wzajemne przegadywanie się.

Kiedy zjawił się pociąg gwizdek konduktora oznajmiający gotowość do odjazdu rozbrzmiał zanim zdążyliśmy się zorientować, gdzie znajduje się wagon do przewozu rowerów. W okamgnieniu wyskoczyła wówczas ze środka znajoma grupa kibiców, każdy chwycił co mu się nawinęło z naszego majdanu i już po chwili nasz sprzęt był zapakowany w odpowiednim miejscu. W trasie okazało się, że nastąpi odpięcie ostatniego wagonu i trzeba będzie się przesiąść do innego. Traf chciał, że właśnie nasz wagon „rowerowy” był tym ostatnim więc znów w pośpiechu z dziećmi przekładaliśmy cały majdan wciskając je do zatłoczonego wagonu z przodu.

W Krakowie kolejne wyzwanie i minus dla miasta. Jak zmieścić rower z holem w windzie, jak zapakować rower o większej ramie do środka? Stawiając go w pozycji pionowej nie zostawało już za wiele miejsca na cokolwiek innego. Straciliśmy tu sporo czasu, a i tak musieliśmy na końcu użyć schodów. (Jak nam kolejnego dnia zasugerowali znajomi, najwygodniej jest użyć tunelu na końcu peronu)

Na szczęście na kolejnym odcinku spotkaliśmy konduktora, który jechał z nami wcześniej i już dobrze kojarzył nas i nasz ekwipunek. Mogliśmy więc tym razem bez pośpiechu wyładować dobytek na naszej końcowej stacji.

Co dalej?

Plan, który był właściwie luźno rzuconym pomysłem udało nam się zrealizować. I okazało się przy tym przede wszystkim, że da się zapakować do paru sakw i jechać z dziećmi w dalszą trasę. Nie trzeba mieć formy wyczynowca, przed wyjazdem na rowerze jeździłam sporadycznie, a jednak przez cały wyjazd nie miałam ani jednego dnia z zakwasami. Nawet Maja bez problemu zrobiła połowę trasy o własnych siłach, przejeżdżając ponad 100 kilometrów. Ala w czasie, kiedy nie drzemała bawiła się się w przyczepce. Oczywiście sprzyjał temu dobry wybór trasy dla nowicjuszy rodzinnych wypraw rowerowych. Wiślanka sprawdziła się świetnie chociaż wciąż potrzeba wiele pracy, chęci i zaangażowania, by trasa była jednolita i spójna.

 


Informacje praktyczne

Wiślana Trasa Rowerowa na terenie województwa małopolskiego nie jest jeszcze w pełni kompletna, jednak oddane już odcinki są zaskakująco dobrze przygotowane. Mniej więcej połowa trasy biegnie drogami odseparowanymi od ruchu ulicznego (po wałach przeciwpowodziowych), spora część mało ruchliwymi drogami lokalnymi. Są jednak odcinki o bardziej wzmożonym ruchu, przede wszystkim przy wjeździe do Krakowa od strony Tyńca oraz na wyjeździe z Krakowa w stronę Niepołomic.

Naszym zdaniem najsłabiej wypada sam przejazd przez Kraków. Wydawać by się mogło, że gęsta sieć ścieżek rowerowych w mieście i wały wzdłuż Wisły to idealne warunki by stworzyć „przelotowy” fragment Wiślanej Trasy Rowerowej przez Kraków, a jednak coś nie zadziałało. Brakuje drogowskazów, Wiślana Trasa jest na tym odcinku zupełnie nieoznaczona, więc pozostaje poszukiwanie drogi na mapie lub jazda po zapisanym śladzie odbiornika GPS (korzystając np. z pliku .gpx). Bywa że ścieżka niespodziewanie się kończy i trzeba zjechać na główną drogę, by po kilkuset metrach znów wjechać na ścieżkę.

Sama trasa jest mało wymagająca. Poza kilkoma podjazdami w okolicach Tyńca, kiedy to trasa odbija od koryta Wisły, jest płasko. Dlatego też możemy śmiało polecić trasę rodzinom z młodszymi dziećmi.

Postęp prac na Wiślanej Trasie Rowerowej. Źródło: Velo Małopolska

 

Szczegółowe informacje o trasie oraz postępach prac znajdziesz na stronie: https://www.malopolska.pl/narowery/trasyrowerowe/velomalopolska/wislana-trasa-rowerowa , a także na interaktywnej mapie.

Sugerowany ślad (.gpx) z proponowanymi objazdami nieukończonych jeszcze fragmentów znajdziesz pod linkiem https://bit.ly/2Nl4iDM

 

Miejsca Obsługi Rowerzystów (MOR)

Owszem, takie miejsca są już dostępne, ale przede wszystkim na wschodnim odcinku trasy – od Drwini w kierunku Szczucina. Od Oświęcimia do Krakowa znaleźliśmy zaledwie jedno miejsce postojowe, więcej w budowie. Na szczęście charakterystyka trasy sprzyja piknikom, a miejsc by rozłożyć się na trawie zupełnie nie brakuje.

Noclegi

Bezpośrednio przy Trasie baza noclegowa jest jeszcze mocno ograniczona, więc pozostaje zjechać z Trasy i poszukać noclegu w okolicznych miejscowościach lub zabrać ze sobą namiot. Miejsc do rozbicia się nie brakuje, choć dla nas to wciąż jeszcze mało oczywista forma noclegu.

Oprócz kilku nocy pod namiotem (Fjord Nansen Andy IV), skorzystaliśmy także z Warmshowers (rowerowego odpowiednika Couchsurfingu), zaproszenia znajomych (dzięki, Kajtostany!), a w Kopaczach Wielkich z jedynej blisko Trasy agroturystyki – Myśliwskiej Szczechy. Oczywiście osoby dorosłe nie będą potrzebować noclegu na przykład między Oświęcimiem a Krakowem, ale dla młodszych rowerzystów 80km to może być zbyt wiele.

Sprzęt

Musimy przyznać, że pod względem wyposażenia, przygotowaliśmy się jak na wyjazd dookoła świata, a przynajmniej tak my się czuliśmy 😉 Oprócz rowerów, na temat których nie będziemy się rozpisywać, mieliśmy również dwuosobową przyczepkę Thule Chariot Cougar 2 (z której Alicja już nie chce wychodzić!) oraz hol rowerowy Follow Me Tandem (dostępny w sklepie Dzieciaki w Plecaki), który sprawdził się rewelacyjnie. Bagaż mieliśmy zapakowany w sakwy Sport Arsenal i Crosso

 

 

Bardziej szczegółowe informacje na temat sprzętu i wyposażenia, razem z naszymi subiektywnymi opiniami, znajdziesz w osobnym wpisie – Rodzinna wyprawa rowerowa – informacje praktyczne. Przede wszystkim z perspektywy osób wybierających się na rowerową wyprawę, jak my, po raz pierwszy.

Więcej o atrakcjach turystycznych wzdłuż Wiślanej Trasy i o innych szlakach rowerowych przeczytasz na stronie Szymona Znaj Kraj.

Jeśli masz jakieś pytania, napisz w komentarzu lub w wiadomości do nas.

Zachęcamy też do zapisania się do naszego newslettera, by otrzymywać od nas listy z podróży (niepublikowane nigdzie indziej) oraz powiadomienia o nowych wpisach na blogu. I co najważniejsze, niezależnie od algorytmów mediów społecznościowych decydujących co i kiedy zobaczysz – zajrzysz do nas kiedy masz na to czas i ochotę, wiadomość będzie czekać w skrzynce. (Zero spamu, też go nienawidzimy).

 

 

Tagi
POWIĄZANE WPISY

Zostaw komentarz:

Asia, Łukasz, Maja i Alicja Kasperek

Cześć! Jesteśmy rodziną, która nie wyobraża sobie życia bez podróży. Na co dzień mieszkamy i pracujemy na Śląsku. Staramy się uciekać od rutyny i codziennego pośpiechu, więc gdy to tylko możliwe, pakujemy plecaki i ruszamy w drogę. Odkąd pojawiła się Maja, podróżujemy wyłącznie w pełnym składzie, bo tylko wtedy podróż może być naprawdę udana! A jak to się zaczęło, przeczytacie na stronie "O nas".

Szukaj
Kategorie

Newsletter

Airbnb
Airbnb

Zarejestruj się i odbierz 138zł na pierwszy nocleg z Airbnb