Białowieski Park Narodowy
Samochód aż uginał się pod ciężarem pakunków. Jeszcze nigdy nie rozrosły się na tyle, by zająć trzy bagażniki: z tyłu, na dachu i rowerowy na haku. W podróż po Amerykach wybieraliśmy się z lekkimi plecakami, a tu taka niespodzianka przy wyjeździe na północny-wschód Polski. Ale jak tu jechać w Puszczę Białowieską bez roweru a właściwie… czterech? Oprócz pieszych wędrówek to przecież najlepszy sposób na zwiedzanie i gwarancja, że nic nam po drodze nie umknie.
Rowerowy rozruch
Trudno za to było umknąć małym krwiopijcom. W białowieskich okolicach komarów było od zatrzęsienia. Nie dawały chwili wytchnienia już od pierwszej krótkiej wycieczki w pobliżu naszej agroturystyki. Dla Ali był to pierwszy raz na nowym rowerze i zarazem pierwszy raz na dystansie większym niż te kilkaset metrów wokół domu. Pełna energii i entuzjazmu kręciła więc na swoim małym rowerku w kierunku ubitej drogi przez puszczę. I gdyby nie fakt, że w jej cieniu owady wprost zjadały nas żywcem pewnie pojechałaby tego pierwszego dnia o wiele dalej.
Po krótkiej regeneracji kolejne popołudnie niespiesznie pojechaliśmy nieco dalej. Minęliśmy leniwie płynącą rzekę Narewkę, zrobiliśmy przystanek przy świetnie przygotowanych wieżach widokowych. Powietrze pachniało kwiatami i rosnącymi dziko na łąkach ziołami. Zaledwie kawałek dalej roznosił się już świeży zapach lasu. W okolicach Carskiej restauracji zatrzymaliśmy się na chwilę by zerknąć na dawne pociągi towarowe stojące bezczynnie na szynach. Dziewczyny wciąż przepełniał zapał by pokonywać kolejne kilometry a Mikołaj na szczęście nie protestował drzemiąc w swojej „karocy”. Pokręciliśmy więc do centrum Białowieży, które w niedzielne popołudnie świeciło pustkami. Dobrze, że udało nam się odnaleźć czynny sklepik. Porcja lodów wyrwała nas z odrętwienia i mogliśmy ruszyć w drogę powrotną do Podolan.
Szlak Bociani na dwóch kołach
Nawet najszczersze chęci i szczery zapał do jazdy na rowerze nie zmieni faktu, że wszędzie jeździliśmy z trójką dzieci. Z naszych najmłodszych kolarzy Maja była bardziej doświadczona (ma za sobą spory odcinek Wiślanej Trasy Rowerowej). Ala utrzymywała swoje niespieszne tempo początkującego z siłą na miarę swoich niespełna 4 lat. Mikołaj zwykle zasypiał w przyczepie, ale potrzebował też swoich przerw i postojów kiedy zaczynał marudzić. Wszystko razem sprawiło, że ambitne dalekosiężne trasy (aż się tutaj o nie prosi!) odłożyliśmy na przyszłość. Co nie oznacza, że jednak nie próbowaliśmy dopasowanych do naszych aktualnych możliwości mniej wymagających tras.
Jedną z ciekawszych propozycji jest Podlaski Szlak Bociani biegnący od Białowieży do Stańczyków (Parki Białowieski, Narwiański, Biebrzański, Wigierski). Nas oczywiście interesował jego odcinek prowadzący przez niewielkie miejscowości Białowieskiego Parku Narodowego. Pokonując kilometry płaskiej trasy przez senne Pogorzelce, Teremiski i Budy naliczyliśmy przy okazji kilkanaście bocianów.
Pierwsze 10km Ala pokonuje o własnych siłach na swojej „żabce” (rower marki Frog) docierając do Miejsca Mocy. Brzmi na tyle bajkowo, że koniecznie trzeba sprawdzić o co chodzi. Kamienie ułożone są tu w kręgi, drzewa powyginane. Ale co najważniejsze jak czytamy na tablicy informacyjnej „promieniowanie elektromagnetyczne w Miejscu Mocy według radiestetów jest wyższe w przeciwieństwie do otoczenia i pozytywnie wpływa na organizm”. Odpoczywając na nagrzanych głazach wspomogliśmy się jednak cukrami, na wypadek gdyby jednak kamienie mocy okazały się rozładowane.
Z Bud do Podolan wracaliśmy późnym popołudniem. Ala kończy z wykręconymi 13 kilometrami. O dziwo wciąż ma ochotę na więcej, ale przekonujemy ją do rowerowego holu. W przeciwnym wypadku jadąc w jej tempie, w puszczy mogłaby zastać nas noc.
Żubr w puszczy obowiązkowy
Wieść niesie, że są szczęśliwcy, którzy wyruszając na spacer mają przyjemność spotkać w okolicach puszczy jej króla na wolności – żubra. Próbowaliśmy, nie udało się. Pozostało więc zajrzeć do Zagrody Żubrów. Niestety ekspozycję edukacyjna na piętrze siedziby Zagrody zamknięto na czas pandemii. Musiały nam wystarczyć informacje z tablic przy ogrodzeniach. W tym wielkim parku poza żubrami można zobaczyć sarny, jelenie, łosie, dziki, wilki, niekiedy również rysia. Ciekawostką jest, że na terenie Zagrody można jeździć rowerem za dodatkową opłatą. Można również nieodpłatnie zostawić rower przy zadaszonych stoiskach.
Zagroda Żubrów to zaledwie ułamek bogactw Białowieskiego Parku Narodowego. Temat zgłębia również dobrze przygotowana wystawa w siedzibie Parku. Z powodu pandemii o historii puszczy oraz jej przyrodniczych cudach opowiadał nam audioprzewodnik. Dzieci wsłuchiwały się z uwagą i co krok podziwiały kolejne wyłaniające się z ciemności ekspozycje. To doskonały wstęp przed wycieczką w dziewiczą Puszczę a uściślając Obszar Ochrony Ścisłej Białowieskiego Parku Narodowego. Wstęp możliwy jest tylko z licencjonowanym przewodnikiem za dodatkową opłatą. Taki niezwykły spacer trwa 3-4 godziny. Tym razem odpuściliśmy sobie tę przygodę, ale na pewno skorzystamy z okazji, gdy Mikołaj nieco dorośnie. Pozostało nam pokręcić się po Parku Pałacowym.
Para buch, koła w ruch
Niejako namiastką wejścia w gęstwinę puszczy jest jazda kolejką wąskotorową z Hajnówki do Topiła. Mam co do niej jednak mieszane uczucia. Z jednej strony trasa jest rzeczywiście malownicza, ale cały czas podróżnym towarzyszy hałas kolejki i drażniący zapach spalin. Do tego trasa z czasem zaczyna nużyć bo całość wycieczki trwa 3 godziny z wliczonym godzinnym postojem przy stacji Topiło. Wykorzystaliśmy ten czas na spacer wokół części jeziora (sztuczny zbiornik wodny na rzece Perebel) i kawałek edukacyjnego Szlaku Orlika.
Droga powrotna okazała się nieco bardziej przyjemna bo udało nam się zająć miejsca w ostatnim wagonie. Tym razem nikt się do niego tak nie przepychał jak na stacji początkowej w Hajnówce. Mimo wszystko i tak uważam, że zdecydowanie lepszą opcją jest jednak wycieczka rowerowa w te okolice. Tym, którzy jednak wolą leniwie sunącą kolejkę polecamy wcześniejszy zakup biletów na miejscu (brak opcji zakupu przez internet), gdyż nie ma możliwości rezerwacji miejsc. W sezonie i przy obowiązujących obostrzeniach sanitarnych bilety na kursy poranny i popołudniowy szybko się rozchodzą.
Gdzie zjeść? Nasze rekomendacje
Na koniec dorzućmy trochę regionalnych smaków, które umożliwią szybką regenerację po wszelakich puszczańskich wycieczkach.
- Leśny Dworek (Hajnówka) – do dworku temu skromnemu (i nieco zapuszczonemu) miejscu jest daleko, nie jest również zlokalizowane w lesie tylko nieopodal głównej ulicy przy placu targowym. Ale można tu całkiem dobrze i tanio zjeść. W karcie dużo dań regionalnych – kartacze, pielmieni, babka ziemniaczana, świeżonka.
- Gospoda (Białowieża) – niewielka knajpka w centrum Białowieży z krótką listą przygotowywanych na świeżo potraw.
- Karczma Osocznika (Budy) – temu miejscu przyznajemy pierwsze miejsce. Po pierwsze regionalne jedzenie jest przepyszne, obsługa dba o klientów a z restauracyjnego ogródka mamy od razu wejście do lasu. Spokojnie można tu zaparkować rowerami i przyczepą. Ceny wyższe niż w powyższych propozycjach, jednak warto bez dwóch zdań.
Informacje praktyczne
3-4 dni to absolutne minimum na zwiedzanie Białowieży i okolicy. Moglibyśmy tam spędzić spokojnie tydzień.
Zatrzymaliśmy się u Pani Heleny „pod dziką gruszą” – noclegu szukaliśmy nieco na ostatnią chwilę i jakimś cudem się udało. Dom w bardzo cichej okolicy (Podolany), tuż obok wejścia do puszczy. Bardzo szybko wszyscy poczuliśmy się jak w domu i zapewne to nie nasza ostatnia wizyta 😉
Dla poszukujących pierwszego rowerka dla maluchów, podczas podlaskiej przygody mieliśmy okazję przetestować 14-calowy rowerek marki Frog (dzięki Dzieciaki w Plecaki i Kajtostany !) – dotychczas nie byliśmy przekonani do wydawania małej fortuny na taki rowerek (u nas każdy rower „z innej parafii”), jednak w przypadku takich maluchów jak Alicja (niecałe 4 latka) lekka waga robi ogromną różnicę. (Zresztą po przetestowaniu już się skusiliśmy na zakup większej, 16-calowej wersji.)
Przyczepka rowerowa to dwuosobowa Chariot (Thule) Cougar 2 – służy niezawodnie od lat.
Nasz cały rowerowy i biwakowy majdan pomogła nam zapakować firma Taurus ze Śląska. Jeśli szukacie bagażnika rowerowego, dachowego czy specjalistycznego sprzętu biwakowego – polecamy serdecznie, mają tam wszystko!
Białowieski Park Narodowy nie potrzebuje reklamy. To jasne jak słońce, że zasługuje na podróżniczą uwagę w zamian dzieląc się pięknem pierwotnego lasu, jego pozytywną energią, spokojem. Zareklamujemy więc sposób, by to wszystko lepiej chłonąć. Wsiadajcie tam na rowery i kręćcie kilometry wśród puszczy. Niezależnie od przebytego dystansu będzie to niesłychanie przyjemne doświadczenie.
yachtic
Macie niesamowicie dzielne i silne dzieciaki! Super się czyta waszego bloga.
Łukasz Kasperek
Bardzo miło nam to czytać, dziękujemy!
Tadeusz
Fantastyczne miejsce. Cisza, spokój. Można odpocząć 🙂 byle do lata i znowu w trasę