Po Bałkanach nadszedł czas na pierwszą naprawdę daleką podróż z Mają. Długo zastanawialiśmy się nad odpowiednim kierunkiem. Miało być przede wszystkim bezpiecznie i łatwo jeśli chodzi o przemieszczanie się. Żadnych ekstremalnych przygód i nadmiernych uciążliwości, jednak unikając wielkich kurortów i wygód typu all-inclusive. Chcieliśmy także uczcić pierwsze urodziny Mai w wyjątkowym, niecodziennym miejscu, z daleka od polskiej zimy.
Wybraliśmy Tajlandię – kierunek raczej popularny, wśród młodszej części podróżujących kojarzony głównie z imprezowym Bangkokiem i pełnym kurortów Phuketem. Gdy tylko zaczęliśmy dzielić się naszymi planami wyjazdowymi, oprócz zdziwienia, słyszeliśmy także trochę przestróg i zniechęcających komentarzy. Bangkok – brud, prostytucja, chaos, porwania dzieci; wyspy – choroby tropikalne, imprezy, narkotyki; 18-godzinna podróż z małym dzieckiem – męczarnia, wręcz niewskazana dla niespełna rocznego bobasa. Jeszcze gorszych komentarzy musieli wysłuchać nasi kompani w podróży, bo przecież nikt rozsądny nie wybiera się w podróż z parą z małym dzieckiem.
Jak było w praktyce i czy stereotypy z jakimi się spotkaliśmy przed wyjazdem miały jakiekolwiek odzwierciedlenie w rzeczywistości? O tym i dużo więcej w najbliższych postach.
Podróż
Mieliśmy pewne wątpliwości czy tak długa podróż z malutkim dzieckiem (12 godzin lotów i 6-godzinna przesiadka) jest dobrym pomysłem, jednak obyło się bez żadnych problemów.
Wielogodzinne loty Maja spędzała głównie przesypiając, zbierając siły na lotniskowe szaleństwa. Na szczęście mieściła się jeszcze w niemowlęcym łóżeczku zawieszanym na ściance pomiędzy sektorami samolotu. Podczas przesiadki w Dubaju, linie Emirates zapewniają wózek dziecięcy, co ułatwiło ujarzmienie raczkowania i wspinaczek Mai – w drogę zabraliśmy jedynie nosidło, które zostało nadane wraz z głównym bagażem – dwoma plecakami.
Na dubajskim lotnisku Maję rozpierała energia i zwracała na siebie uwagę innych podróżujących, obsługi lotniska czy nawet zwykle poważnych ochroniarzy ekskluzywnych sklepów. Jeden z nich wprawił mnie w niemałe zdumienie, gdy na widok uśmiechającej się Mai, ubrany w elegancki garnitur zaczął robić głupie miny, podskakiwać niczym małpa i klaskać 🙂
Na miejscu korzystaliśmy z wielu środków transportu – od tuk-tuków i taksówek, przez autobusy, pociągi i promy, po samoloty. Zdecydowaliśmy się skorzystać z oferty tanich linii lotniczych na trasie Bangkok-Chiang Mai oraz Krabi-Bangkok, oszczędzając tym samym cenny urlopowy czas, a odcinek prawie 2000 kilometrów pomiędzy Chiang Mai a południem kraju pokonaliśmy drogą lądową i morską, odwiedzając po drodze kilka wysp.
Wszystkie wpisy dotyczące Tajlandii znajdziesz TUTAJ