Niełatwo skupić się na widoku za oknem jeśli w głowie rozbrzmiewa hasło: „uważaj”. Być może sytuacja się zmieniła, ale jakoś trudno pozbyć się z głowy zasłyszanych historii o kradzieżach, porwaniach i napadach na podróżujących po Ekwadorze. I tak niepostrzeżenie ostrożność i podejrzliwość rozsiadły się obok nas jak natrętny współpasażer.
Lokalnie
Zaczyna się od planowania. Na jednym z głównych przystanków komunikacji miejskiej w Quito najpierw zajmujemy najlepsze strategicznie miejsce w tłumie. Nasze białe twarze od razu rzucają się w oczy, kieszonkowcy z pewnością już czają się na łatwy łup. Staramy się stać z boku omiatając podejrzliwym spojrzeniem oczekujących Ekwadorczyków. Jednocześnie nie za daleko żeby nie przegapić naszego autobusu. Wszystkie zdają się podobne, próbujemy z daleka dostrzec ich oznaczenia. W końcu pojawia się „nasz” i pod naporem ludzkiej fali wciskamy się do środka. Najważniejsze to w ogóle się zmieścić.
Kierowca i bileter – często w jednej dosyć głośnej osobie, poganiają nowych pasażerów do przesuwania się wgłąb pojazdu. Jakimś cudem wszyscy się mieszczą ściśnięci jak sardynki w puszce. Ale jakkolwiek tłoczno by nie było, za każdym razem znajduje się wolne miejsce dla mnie z Alą w nosidle i kilkuletniej Mai. Ktoś bez wahania ustąpi miejsca, ktoś wskaże wolne. A kierowca zerkając w lusterko nie ruszy dopóki nie zostaniemy bezpiecznie usadzone.
Rozrywka pokładowa
Jazda miejskim busem z centrum Quito do dzielnicy na jego obrzeżach, gdzie mieszkaliśmy, trwała nieraz godzinę. Ale czas w ciasnym autobusie nie szedł na marne. Pomysłom na zabawy słowno-liczbowe z Mają nie było końca. Z ciekawością obserwowaliśmy też współpasażerów. Środki komunikacji publicznej, którymi poruszają się codziennie dziesiątki zwykłych Ekwadorczyków, są przecież doskonałą okazją, by czegoś się o nich dowiedzieć. Na przykład tego, że lubią rozmawiać (śmiem twierdzić, że bardziej niż gapić się w telefon), odpowiadać uśmiechem na spojrzenie i słowne „zaczepki” rocznej Ali. Co ważne, chętnie również pomogą, gdy w ciemnościach trudno zorientować się na którym przystanku powinniśmy wysiąść.
W ciągu dnia rozrywkę w autobusach miejskich i tzw. metrobusach (Quito) zapewniali energiczni grajkowie. Nie ustępowali im sprzedawcy pojawiający się znienacka w autobusie. Sprzedaż zaczynała się od żarliwej przemowy-reklamy skierowanej do pasażerów. Nieważne jak prozaiczny lub zaskakujący bywał oferowany asortyment, przemawiali z niezwykłą werwą i zaangażowaniem. Najczęściej można było kupić cukierków na sztuki słodkie napoje, kawę z termosu, ale zdarzały się też podwójne wkładki do butów oferowane w połączeniu z kolorowankami. Każdy ze sprzedawców był w swojej roli mistrzem i znał się dobrze na marketingowych trikach.
Połączenia międzymiastowe
Z Baños do Cuenki wybraliśmy się autokarem kursującym nocą. Zapobiegawczo dokładnie przepakowaliśmy wszystkie wartościowe rzeczy do bagażu podręcznego i zabraliśmy do środka. Plecaki z całą resztą powędrowały do luku. W razie sprytnych złodziejskich akcji straty nie były by tak dotkliwe. Jakaż była nasza konsternacja, gdy kierowca w rzeczowej przemowie do pasażerów uczulił na kradzieże… wewnątrz autokaru. “Wasze bagaże są bezpieczniejsze w luku niż w środku, nawet jeśli trzymacie je na kolanach” – poinformował. Chodziło o rabusiów, którzy udając podróżnego pod osłoną nocy plądrowali bagaże śpiących współpasażerów. Kolejne przepakowanie nie wchodziło w grę więc Łukasz przywiązał do siebie linką plecak ze sprzętem. Ja położyłam się z Alą na plecaku Mai. Być może jego zawartość nie stanowiła szczególnej wartości, ale dla niej była niezwykle ważna i osobista.
Przywykłam już do tego, że bardzo źle sypiam w samolotach i autobusach. Nawet jeśli jest naprawdę wygodnie, jak w przypadku autokarów ekwadorskich firm przewozowych. Tym razem przestrogi kierowcy sprawiły, że o śnie w ogóle nie było mowy. Rankiem kiedy opuszczaliśmy autokar zauważyłam, że zniknęły moje buty, które wieczorem zdjęłam dla wygody. Szybko okazało się, że brakuje właściwie tylko prawego. Tak bardzo się pilnowałam a mimo tego ktoś zakosił mi obuwie! Na szczęście miałam jeszcze jedną parę w luku. Przy samym wyjściu okazało się, że but najzwyczajniej leży sobie na schodach. W czasie jazdy po ekwadorskich krętych i górzystych drogach z końca autokaru zawędrował na sam jego początek.
Strzelają!
O wiele lepiej przebiegało podróżowanie autokarami w ciągu dnia. Trudno było wtedy oderwać wzrok od bajecznie zielonych wzgórz poprzecinanych wstęgami wodospadów. Ale często z tego rozmarzenia wyrywał dźwięk…strzałów. Płynęły z głośników i były najlepiej słyszalnym elementem serwowanych pasażerom filmowych hitów. W czasie podróżowania po Ekwadorze mieliśmy szansę obejrzeć chyba wszystkie części “Szybkich i wściekłych” (ku naszemu zaskoczeniu było ich całkiem sporo). Czasem dla urozmaicenia pojawiały się ekranizacje Godzili. W sam raz na rodzinne podróżowanie!
Dźwięk, podobnie jak klimatyzacja, zdawały się być zupełnie poza możliwością regulacji i trzeba było je jakoś zaakceptować. Wybierając miejsce ze szczególną dokładnością sprawdzałam sprawność wywietrzników. Bywało, że wykazywały się ponad normę wydmuchując masy lodowatego powietrza. Niestety w większości przypadków klimatyzacja była centralnie sterowana przez kierowcę lub w ogóle nie można było jej w żaden sposób kontrolować. Pozostała więc rozważność w doborze miejsca. I coś cieplejszego do okrycia w razie czego.
Taksówki z przyciskiem
“Jak się wam podoba w Ekwadorze? Co myślicie o naszym kraju?”, wypytywali taksówkarze. Mieli świadomość złej renomy Ekwadoru i krążących w obiegu historiach o uprowadzeniach. Podkreślali, że ich kraj bardzo się zmienił, a przeciętny Ekwadorczyk jest niezwykle przyjazny i otwarty na przyjezdnych. Z pewnością taksówkarze mają te cechy, do tego bywają naprawdę gadatliwi. Tylko jakoś w tym ładnym obrazku przeszkadza widok czerwonego przycisku napadowego (tzw. panic button), w które zaopatrzono taksówki. Być może jest to relikt przeszłości, ale już sama świadomość konieczności takich zabezpieczeń dla podróżujących budzi niepokój. Swoją drogą pytanie, czy system działa i rzeczywiście daje możliwość wezwania policyjnej pomocy. Jestem przekonana, że naszej rocznej Ali zdarzyło się z ciekawości parokrotnie nacisnąć czerwony guzik. Żadna policja się nie pojawiła.
Swoją drogą trzeba zaznaczyć, że nie zdarzyło nam się łapać taksówki z ulicy, z przypadku. Zawsze swój udział mieli w tym zaufani Ekwadorczycy. O wiele częściej korzystaliśmy z masowych środków komunikacji.
Bezpieczeństwo w drodze
Ominęły nas przykre przygody w czasie jazdy po Ekwadorze autokarami, busami i taksówkami. Pod tym względem Ekwador okazał się w naszej podróży bezpieczny.
Oczywiście inną stroną bezpieczeństwa jest infrastruktura, stan pojazdów i styl jazdy kierowców. Główne drogi, którymi się poruszaliśmy były w naprawdę dobrym stanie, podobnie jak stan techniczny autokarów. Nie ma jednak w środku pasów bezpieczeństwa. A kierowcy często wykazują się brawurą, co na krętych ekwadorskich trasach może przyprawić pasażera o zawrót głowy.
Niełatwo pozbyć się natrętnego pasażera. Długo pozostawaliśmy spięci podejrzliwością, niemal przewrażliwieni. Trudno określić, czy to podejście było rzeczywiście uzasadnione. Być może oprócz złych doświadczeń ominęło nas wiele dobrych. Ale wolę nie myśleć o możliwych scenariuszach, gdybyśmy w kwestii bezpieczeństwa w podróży nie kierowali się daleko idącą ostrożnością. To wciąż najlepszy sposób na uniknięcie nieprzyjemnych wspomnień.
Ostatecznie Ekwador okazał się być krajem, który najcieplej wspominamy z całej naszej półrocznej przygody i do którego Was będziemy zabierać w kolejnych tygodniach.
Jeśli chcesz być na bieżąco i otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach, zapisz się do newslettera korzystając z formularza poniżej.