„Przylecieliście do Iranu w Ramadanie?”, dopytywali nas z niedowierzaniem Irańczycy. Początkowe zaskoczenie przeradzało się szybko w podziw i radość z tego, że restrykcyjny, uregulowany prawnie post nie zniechęcił nas do podróży. Nie mogło być inaczej – przecież Iran (być może za sprawą jego izolacji) jest bogactwem niepowtarzalnych smaków i aromatów. Ale jak się o tym przekonać, kiedy w ciągu dnia restauracje, bary i kawiarnie są zamknięte, a bazary świecą pustkami? Czy post w Ramadanie jest wielkim ograniczeniem w podróży, czy też bardziej wyzwaniem?
Kogo dotyczy post?
Każdego roku Ramadan (9. miesiąc kalendarza muzułmańskiego) podporządkowuje swoim regułom życie każdego Irańczyka. Zgodnie z obowiązującym prawem, obowiązek poszczenia dotyczy każdego muzułmanina, ale dotyka w praktyce każdego, kto w tym okresie odwiedza Iran. Postu nie muszą przestrzegać osoby, których stan zdrowia nie sprzyja restrykcyjnemu ograniczaniu jedzenia, kobiety w ciąży i karmiące, dzieci oraz osoby podróżujące. Teoretycznie więc post nas nie dotyczył. Teoretycznie, bo przecież restauracje i bary pozostawały zamknięte do zachodu słońca. W międzyczasie mieliśmy ze sobą spożywane ukradkiem przekąski i wodę. Z zasady przestrzeganie postu nie powinno również stanowić bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia czy życia. Jednak pomimo upałów (powyżej 40 stopni), część spotkanych Irańczyków przez kilkanaście godzin nie przełknęło nawet kropli wody, nie wspominając o jakimkolwiek posiłku.
Z drugiej strony bardzo wielu Irańczyków traktuje ramadan bardzo powierzchownie, będąc już jakoby przyzwyczajonymi do ograniczeń, jakie ze sobą niesie. Doskonale wiedzą jak sobie z nimi poradzić. Przez kilkadziesiąt lat istnienia Islamskiej Republiki zdążyli świetnie opanować sposoby obchodzenia postu w ciągu dnia. Akceptowali obowiązujący zakaz, choć wielu naszych rozmówców uważało go za przejaw zacofania i braku rozsądku rządzących. W praktyce, na ulicach post był restrykcyjnie przestrzegany, w wielu domach nie miało to już większego znaczenia.
Gdzie (dobrze) zjeść?
Kiedy pierwszego dnia w Iranie, w Kaszanie, szukaliśmy miejsca, gdzie można coś zjeść, trochę się zmartwiłam. Co prawda sklepiki i kramy z owocami pozostawały otwarte w ciągu dnia i można było bez problemu kupić jakąś przekąskę, ale co z normalnym, pożywnym ciepłym posiłkiem? Wszystkie restauracje, bary, knajpki pozostawały zamknięte. Czekanie do zachodu słońca (azan) kończącego najdłuższe dni w roku, zdawało się nieciekawą perspektywą. Szczególnie dla najmłodszych głodomorów.
W końcu znaleźliśmy kram z pysznie prezentującymi się sokami i lodami. Właściwie dojrzeliśmy je przez kratę zagradzającą dla niepoznaki wejście. Do wnętrza można się jednak było wcisnąć przez szparę na jej końcu. Uśmiechnięty właściciel zaprosił nas do środka prowadząc za ladę i szybko podsunął plastikowe krzesła. Mimo, iż byliśmy turystami w podróży, których post nie dotyczył, sprzedawca i tak podawał nam zamówione napoje w ukryciu, jakby w obawie przed konsekwencjami. Ostrzegał nas również przed jedzeniem w miejscach publicznych – nie był przekonany, czy policja na pewno potraktowałaby nas ulgowo. Wkrótce zadzwonił telefon, zaraz potem pojawili się znajomi właściciela pomagając mu zamknąć sklep. W pobliżu pojawiła się policja.
Przez kolejne dni nabieraliśmy już większej pewności, że wiele jest miejsc, gdzie można dobrze zjeść nawet w środku dnia. Najlepszą metoda by do nich trafić było zasięgnięcie w tej kwestii porady bezpośrednio od Irańczyków na ulicy. I tym razem nie zawiedli, gotowi zaprowadzić pod same drzwi „tajemnych” restauracji lub zaprosić do siebie. Zamknięte dotąd drzwi nagle się otwierały prowadząc do pustej, ale normalnie funkcjonującej jadłodajni. Niekiedy zamiast drzwi otwierał się przed nami bagażnik samochodu, z którego serwowano na poboczu „danie dnia”.
Żadnych trudności ze stołowaniem się nie było w hotelach, gdzie funkcjonowała również restauracja. Tam, niezależnie od pory, można było naprawdę smacznie i suto zjeść.
Nic jednak nie przebije domowej kuchni irańskiej. Dania były tak pyszne, że nie sposób było przestać jeść! Przygotowywane w zdecydowanej większości przez kobiety nie miały sobie równych, nawet stając w szranki z najlepszą restauracją. Za sprawą dokładek troskliwych gospodarzy nieprędko można było dostrzec dno talerza. (Odwiedzinom w irańskich domach i spotkaniom z Irańczykami poświęcimy osobny wpis.)
Co dobrego?
Zacznijmy od chleba, podawanego do każdego posiłku. W Iranie jest kilka jego rodzajów. Najczęściej spotykanym jest lavash, ale równie smaczny jest cieniutki sangak wypiekany na kamieniu, czy też owalny barbari. Na śniadanie jada się go bardzo często z serem feta, konfiturą (np. morelową), czy gotowanym jajkiem. W różnych formach, chleb towarzyszy praktycznie każdej potrawie.
Chleb stanowi nieodzowny element tradycyjnego perskiego dania zwanego abgoosht lub dizi, czyli gulaszu z baraniną, ciecierzycą, fasolą, ziemniakami i pomidorami. Podaje się go zawsze w charakterystycznych glinianych garnkach i młotkiem do ubijania części stałej potrawy. Z frakcji płynnej powstaje „zupa”, do której wrzuca się kawałki chleba. W ten sposób powstaje pierwsze i drugie danie.
W Iranie niewiele jest dań wegetariańskich. W większości serwuje się baraninę lub drób, które najczęściej można zjeść w postaci pysznych kebabów. Na talerzu pojawia się wraz z irańskim ryżem z dodatkiem szafranu. Nie będzie przesadą, że irańska odmiana ryżu jest najsmaczniejszą, jaką kiedykolwiek próbowaliśmy. Może być przygotowywany na kilka sposobów, ale dla Irańczyków numerem jeden jest tadiq, czyli chrupiący, spieczony ryż połączony z chlebem.
Do posiłku pije się doogh, czyli zimny napój na bazie jogurtu, często z dodatkiem mięty bądź róży. Nie zapominajmy też o mocnej, zawsze gorącej herbacie prosto z samowaru, która pojawia się przed i po jedzeniu. Wystarczy na chwilę odejść od filiżanki, by w tym czasie gospodyni zastąpiła ją świeżą porcją. Tym samym herbata nigdy się nie kończy. W jej towarzystwie podaje się bardzo słodkie ciasteczka zoolbia i bamieh, w skład których wchodzi jogurt, szafran i woda różana.
Na deser trzeba koniecznie zamówić lody szafranowe! A na przekąskę świetnie sprawdzą się pyszne daktyle, pistacje lub świeże owoce takie jak arbuzy, morele czy morwa.
Co zjedzą dzieci?
Iran to nie koniec świata, nie ma problemu z zakupem mleka modyfikowanego czy herbatniczków lub owoców w tubce dla niemowląt. W większych sklepach znajdziemy szerszy asortyment gotowych dań dla dzieci.
Dla 9-miesięcznej Alicji zabrałam z Polski parę obiadków w słoiczkach. Pogardziła jednak nimi na rzecz ryżu z kurczakiem, gulaszy z warzywami, czy pożywnych zup warzywnych. Maja szczególnie upodobała sobie wodę różaną do picia, no i oczywiście lody szafranowe i pyszną chałwę.
Ramadan w wydaniu irańskim wcale nie jest tak straszny, jak go malują. Nie trzeba głodować, można nawet… przytyć. Wystarczy wiedzieć, gdzie szukać i korzystać ze wskazówek miejscowych. A potem nie afiszować się z konsumpcją, szanując w ten sposób Irańczyków, którzy czy to ze względów religijnych, czy obowiązujących przepisów prawa, do postu się stosują. Wielu turystów jednak rezygnuje z podróży do Iranu w tym okresie, co dla nas było wielkim plusem, bo nawet popularnych miejscach nie stawaliśmy się częścią większego tłumu, a nocleg można było z łatwością znaleźć nawet tego samego dnia.